Zarówno parodia elitarnych, jak i manipulacyjnych kręgów rzemieślniczych, podobnie jak badanie odczłowieczającej obojętności świata wobec globalnej sytuacji ewakuacyjnej, „Człowiek, który sprzedał swoją skórę” w kapryśny sposób splata dwa wspomniane wcześniej i pozornie przypadkowe tematy. I pamiętając, że opowiada historię z dość trudną, ekscytującymi zakrętami na drodze, film autora/głównego Kaouthera Ben Hani jest nadmiernie sympatyczny i pilnie oglądany, tak że zaledwie dziesięć minut po jego rozpoczęciu można zrozumieć, dlaczego został uznany za najlepszy film międzynarodowy Oscara w tym roku, za część dodatkowych trudnych filmów na liście oczekujących na Oscara.
Oczywiście, pod tym niepokojącym tytułem kryje się całkowicie otwarty (jeśli nie całkiem fabuły) film o energicznym i kreatywnym syryjskim przesiedleńcu, który dokłada wszelkich starań, aby odkrywać swoje rozpaczliwe warunki, by w końcu dołączyć do swojej pierwszej miłości. Jego pokuta polega na uznaniu jego bez żadnej ochrony jako materiału na wieloaspektowy tatuaż przez uznanego na całym świecie wątpliwego rzemieślnika w tym momencie, tylko po to, aby uzyskać możliwość rozwoju na całej planecie jako kawałek podróżującego ludzkiego rzemiosła. Choć wszystko to brzmi jak naciągana sytuacja, Ben Hania najwyraźniej czerpała motywację z prawdziwej umowy z ostatniej połowy 2000 roku, pomiędzy belgijskim rzemieślnikiem Wimem Delvoye a jego żywym łóżeczkiem, Timem Steinerem. Po 40 godzinach tuszowania Delvoye wykonał misterną sztukę na Steinerze, którą następnie sprzedał niemieckiemu zbieraczowi rękodzieła za niewyobrażalne kruszywo; ugoda, która sugerowała, że po jego śmierci plecy Steinera zostaną ostatecznie oskórowane i zarysowane.
W „Człowieku, który sprzedał swoją skórę” nieskrępowany Sam Ali (wspaniały Yahya Mahayni) jest w zasadzie osobą, która zgodziłaby się na tego rodzaju wymianę. Gorączkowo zakochany w wyższych sferach, spoglądający jak klejnot w stronę Abeera (Dea Liane), Ali izoluje się od niej znikąd z powodu okropnego błędu politycznego i stwierdza, że musi w pośpiechu uciec do Bejrutu. Tam przypadkowo spotyka znanego na całym świecie rzemieślnika Jeffreya Godefroi (Koen De Bouw) na imprezie, którą rozbił. Niezdolny do przyznania się, że oddany Abeer związał się z zamożnym mężczyzną pod napięciem rodzinnym, niedyskretnie przyjmuje do wiadomości pochyloną propozycję Godefroia i zostaje wytatuowany odciskiem gigantycznej wizy Schengen na plecach, przechodząc od jednego pokazu do drugiego z Godefroiem i w rezultacie surowa sprzedawczyni Soraya Waldy (Monica Bellucci, mieszająca film ze znaczącą ofertą gwiazdy).
Filozoficzne walory filmu są nadmiernie wyjaśnione, tak że nieuchwytny „Człowiek, który sprzedał swoją skórę” jest politycznie energetyzujący lub edukacyjny. Prawdę mówiąc, podstępy związane z nagłym wypadkiem Sama Ali często wydają się nieprzyjemnie zniekształcone, jeśli chodzi o jego postrzeganie charakteru i klasy. Według wszystkich relacji, Ben Hania próbuje podkreślić, że Ali sprzedaje kawałek swojego człowieczeństwa i prezentuje permanentny polityczny malunek w sprayu na swoim ciele faworyzowanym tłumom z szaleństwa, w zamian za prawo, które powinien mieć od teraz jako człowiek. Jednak próbując delikatnie przeanalizować manipulacyjną ideę niewiarygodnego sposobu działania, który przyznaje Ali, film Ben Hani graniczy z tym, że sam w sobie jest kolejnym rodzajem nadużycia; taki, który wykorzystuje sytuację ewakuowanego do sprytnej, ale płytkiej historii z problematycznym, najlepszym scenariuszem, zakrętem. Podobnie wadliwy jest portret współczesnej sceny rzemieślniczej Ben Hani, zrobiony jako taki znakomicie i różnorodnie w „Kwadratze” Rubena Östlunda. Tutaj rozgłos i umiejętności głównego rzemieślnika nigdy nie są tak rozsądne, mimo że producent filmowy pozostaje w pracy ponad 40 godzin, aby przekazać swoją autentyczność. Jednak każde z jej wysiłków w taki czy inny sposób kończy się odwrotnie.
Biorąc wszystko pod uwagę, Ben Hania zachowuje z pewnością lekki i gwarantowany wpływ wykonawczy nad materiałem, co nadrabia część niedociągnięć tematycznych treści. W ten sposób najlepiej jest, gdy pozostaje w pobliżu romansu Ali i Abeera. Olśniewające następstwo w pierwszych minutach filmu, kiedy para wyznaje sobie wzajemny uwielbienie w pociągu i urządza małą imprezę wśród pozostałych podróżnych, jest szczególnie uroczo i uderzająco nagrane. Wraz ze swoim operatorem Christopherem Aounem, Ben Hania prezentuje swój wizualny rozmach także gdzie indziej, wykorzystując dynamiczne tony, płynną organizację i wygląd na boku swojej specjalizacji. Chociaż ledwo zaczyna się od czegoś nowego, „Człowiek, który sprzedał swoją skórę” w rzeczywistości jest wietrznym zegarkiem, z gwarantowanym producentem filmowym czule prowadzącym go przez trudną historię na obrzeżach.