Film zaczyna się w entuzjastycznym i żywym stylu, jak sugeruje tytuł, zostaje utrudniona w ścisłym i niedosłownym bagnie w „Vivo”.
Ożywione, rodzinne doznania melodyczne szefa i współautora Kirka DeMicco („Krudowie”) i współgłównego Brandona Jeffordsa oferują bogate i jasne poczucie miejsca, szczególnie podczas pierwszych występów na Kubie. W momencie, gdy mówi o sile muzyki, która zmienia i łączy jednostki na przestrzeni lat, film jest najbardziej ugruntowany. Jednak kiedy zamienia się w film wycieczkowy, w którym bohaterowie doświadczają różnych środków odstraszających w drodze do celu, jakim jest Miami, „Vivo” gubi się.
Wszechstronnie utalentowany Lin-Manuel Miranda nadaje melodie i głos nominalnej pracy: magnetycznego i szeroko zakrojonego kinkajou, który buszuje w mieście Hawana. Większa część muzyki filmu oddaje pociągające rytmy i błyskotliwy dowcip, które są cechami twórcy „Hamiltona” i „Na wzgórzach”. Cechą, której nie można się oprzeć, jest żwawy, wzmocniony łaciną utwór otwierający, który Vivo wykonuje przed wdzięczną grupą blisko swojego ludzkiego kumpla, dojrzewającego wykonawcy Andresa (delikatnego Juana de Marcos z Buena Vista Social Club). Obaj mają ciepłą i prostą naukę, a puszysty kumpel nie mógłby być milszy w swojej małej czapce i apaszce, rapując i grając na bongo. Naprawdę, możesz zobaczyć wiele plecaków i T-shirtów Vivo, kiedy dzieci wrócą do klasy za pół miesiąca.
Dla nas – i, jak później odkryjemy, dla różnych stworzeń – jest jasny, jednak reszta świata słyszy zachwycające odgłosy ćwierkania i ćwierkania. W każdym razie Vivo ma głęboki entuzjastyczny związek z Andresem, delikatną duszą, która tak naprawdę tęskni za osobą, która się wyprowadziła. Jego poprzednia wspólniczka koncertowa, Marta Sandoval (pod głosem życzliwej Glorii Estefan), uciekła do Stanów Zjednoczonych na wiele lat, zanim spełniła swoje fantazje o sławie. Zachęta do ponownego dołączenia do niej w Miami na jej pożegnalny pokaz tchnie życie w stare wspomnienia i pragnienia tego, co mogło być; jego wspomnienie rozpaczliwego, ocienionego melonem zmierzchu dnia, w którym jej samolot wystartował, jest godne omdlenia. Zasadniczo retrospekcje dostarczane w konwencjonalnych, dwuwymiarowych działaniach dodają szczerego, wnikliwego wrażenia, kontrastując z kształtami i powierzchniami współczesnych scen.
Vivo waha się, czy porzucić odosobnioną wspólnotę swojego dworu w Hawanie i udać się na wycieczkę do ogromnego miasta. Tak czy inaczej, kiedy nieszczęście uderza – które scenariusz DeMicco i eseistki „In the Heights” Quiara Alegría Hudes traktuje z niesamowitą delikatnością i elegancją – powinien odkryć nieustraszoność, aby odbyć podróż i przekazać ostatnią melodię od Andresa do Marty . Wizyta siostrzenicy Andresa, Rosy (Zoe Saldana) i jej dziewczyny, Gabi (entuzjastyczna nowicjuszka Ynairaly Simo), daje Vivo szansę na podróż na gapę do Key West. Co więcej, Gabi, energiczna, fioletowowłosa nastolatka, która jest trochę indywidualistką – o czym nieustannie informuje nas w jej hymnie na temat robienia własnych rzeczy – jest tak spragniona towarzystwa, że jest podekscytowana odbyciem 160-milowej podróży z nim. Dodatkowo pragnie tworzyć muzykę z Vivo, co jest oznaką nieszczęścia w jej własnej rodzinie.
Jednak „Vivo” staje się niezaprzeczalnie mniej intrygujące, im dalej od siły tych inspirujących, melodyjnych punktów wyjścia. Kiedy wybiera, jest to dziwny film akcji, w przeciwieństwie do słodkiego komedii romantycznej – najwyraźniej po to, by utrzymać kontakt z najmłodszymi obserwatorami – tempo nawiasem mówiąc zwalnia i wędruje. Długa przerwa w pasie filmu odkrywa Gabi i Vivo porzucone w Everglades, doświadczające wszelkiego rodzaju stworzenia – niektórych przyjaznych, innych bezwzględnych. Brian Tyree Henry i Nicole Byer dają głosy dwóm lub trzem uroczym, ale niespokojnym ptakom, które niezdarnie zakochują się w sobie, a film zatrzymuje się, by oglądać, jak śpiewają i latają. Umiejętności Michaela Rookera marnują się, pożyczając jego groźne warczenie jako potwornego węża, który gardzi zamieszaniem z nieznanych powodów. Ponadto trójka bezczelnych i nieustępliwych harcerek, od których Gabi gorączkowo musi trzymać się z daleka, nie dodaje niczego do procedur, gdy ją tropią i próbują zmusić ją do sprzedaży smakołyków. (Ale ich apodyktyczna, blond pionierka jest kopią Reese Witherspoon.)
Ten ładunek postaci, które robią, to wstawiają bałagan i wypełniają je jako wypełniacz, i nie mają ani rymu, ani powodu, jeśli „Vivo” ma być próbą pokonania szans, by dostać melodię w ręce Marty, zanim opuści scenę. Rzeczywiście, rzeczywiście, wiem. Celem jest wycieczka, a ten nurt ma na celu odwrócenie trudności i pokonanie lęków. W szczególności jest to coś w rodzaju konwencjonalnego filmu dla dzieci. Tak czy inaczej, im bliżej bohaterowie dotrą do Miami, tym mniej gorliwy jest ich główny cel. Co więcej, być może ogólnie rozczarowujące, melodia, która ma kluczowe znaczenie dla napędzania konta, staje się jedną z najbardziej delikatnych i ogólnie zapominanych.