Film o ultraprzemocy, w którym zbierają się legendy filmowe, koordynowany przez Joe Begosa, to wystarczająco dużo danych, by pobudzić każdego niezależnego fana thrillerów. Begos umieścił swoje nazwisko na radarze każdej osoby, która go nie znała w „Rapture”, a teraz umieścił swoją przerwę z obrzydliwym filmem lękowym z „VFW”, filmem w stylu grindhouse z lat 70-tych.
Podczas gdy plaga zażywania narkotyków pustoszy małe północnoamerykańskie miasteczko, młoda dama przyjmuje przyzwoitą dawkę leków od sprzedawcy w odwecie za zabicie swojej siostry. Sprzedawca i jego bandyci podążają za młodą damą, która znajduje azyl w barze zgromadzenia weteranów wojennych. Weterani powinni teraz strzec swojego posterunku przed nagromadzeniem jednostek, które próbują dostać się do środka, by zabić wszystkich, którzy są w środku i odzyskać leki.
Początek „VFW” polega na odkryciu problemu chronicznego zażywania narkotyków w małym północnoamerykańskim miasteczku i okazji, które skłaniają młodzieńczą jaszczurkę (Sierra McCormick; „The Vast of Night”) do brania lekarstw. Jednocześnie zaczynamy poznawać zgromadzenie weteranów wojennych i od razu ich charaktery oraz umiejętności obsady pogrążają obserwatora bezpośrednio w ich żywiołach. Begos nie ma po prostu żadnej obsady, ale zamiast tego weterani są rozszyfrowywani przez legendy Stephena Langa („Nie oddychaj”), Williama Sadlera („Skazani na Shawshank”), Freda Williamsona („Od zmierzchu do świtu”). ), Martin Kove („Karate Kid”), David Patrick Kelly („Wrona”) i George Wendt („Fletch”); szczęśliwa obsada, która pokazuje, że umiejętność nie zanika wraz z wiekiem.
Kiedy Lizard przybywa do baru weteranów, śledzony przez zgromadzenie, które ma nadzieję odzyskać leki, realistyczna brutalność nie powstrzymuje nas. Begos i jego grupa wykorzystują całą swoją inwencję przy podaniach, wykorzystując wszystko, co znajduje się w barze, jako potencjalną broń, jak rogi jelenia i, co zaskakujące, sztandar, wykorzystując fantastyczne, rozsądne uderzenia. Przesadna dzikość jest wprowadzana w niechlujny i ziarnisty styl, który nawiązuje do lat 70., gdzie filmy grindhouse’owe miały swój szczyt i są oświetlone specyficznym stylem Begos z neonowymi niebieskimi i czerwonymi światłami, które w tej sytuacji mogą być uważany za energetyczny portret, który doświadcza standardowego problemu tego szefa i jego stylu ze scenami zbyt ciemnymi lub z niewielką różnicą, która utrudnia zrozumienie, co się dzieje.
Treść autorstwa Maxa Bralliera („The Last Kids on Earth”) i Matthew McArdle’a przedstawia prostą i bezpośrednią historię, której celem jest zabranie dowolnej liczby osób, jak to rozważne, do baru weteranów, gdzie następuje demontaż i rozpryski krwi . Niekoniecznie jest to straszna treść, ale w rzeczywistości urok tego filmu pochodzi z krwi i zrozumienia bohaterów, które Brallier i McArdle dostrzegają i prowadzą wprost do jego obserwacji bez wielu rozrywek bez bezsensownie nadmiernie komplikować rzeczy, zachowując niesamowitą kadencję. Dzięki temu mają do czynienia z obserwatorem, aby szybko wyczuć weteranów i zainteresować się rezultatem niegodziwego doświadczenia między dwoma spotkaniami.
„VFW” to przyjemna interpretacja filmów grindhouse’owych z lat 70., w których krew i ludzkie części latają jako składnik nadmiernie zaciekłej złośliwości. Prosta fabuła, niebiańska obsada i pojemniki z krwią oświetlone specyficznym stylem Joe Begosa, wysłane z intrygującymi akrobacjami z kamerą oraz niechlujnym i ziarnistym wyglądem, bez pozostawiania za sobą absurdalnych przejść, sprawiają, że „VFW” jest niekwestionowanym zegarkiem dla gorehoundów i entuzjastów złośliwości w filmie. Wódz Joe Begos ponownie umieszcza swoje imię na radarze fanów krwi i gore flick i umieszcza się jako jeden z wodzów, których należy śledzić w nadchodzących latach.
Bryzg. Niektórzy to kopiują, odzwierciedlając ordynarne, brutalne cuda filmu o nadużyciach z lat 80. XX wieku. Jednak niektórzy są oczywiście sprowadzeni na świat, delektując się sposobem, w jaki krew i umysły rozlewają się na tandetny top barowy w pierścieniową kratkę. Rozważ Joe Begos jako część ostatnio wspomnianego, a VFW jest jego VHSastycznym złym snem, uporczywym powrotem do radośnie płonącego spojrzenia na zdolność Ameryki do nieograniczonego przerażania.
W swoim wstępie z 2014 roku, „Prawie ludzki”, Begos pokazał zarówno wstrętny rzemieślniczy dom, jak i splatterpunkową wrażliwość. Jego nowy wampiryczny podmuch, Bliss, mocno skłaniał się ku poprzedniemu: obecnie VFW przechodzi pełne śmieci uliczne jako jednostka dojrzewających weteranów wojny wietnamskiej, przyjmująca znacznie więcej niż jedną falę uzależnionych od zombie, schwytanych w sidła innego leku o nazwie Hype. Zdecydowanie można powiedzieć w krótkiej karcie wprowadzającej, że podstawą jest plaga narkotyczna, jednak między starymi, siwiejącymi kłówami konfliktu a marzeniami o przyzwyczajeniu i pakietami drogowymi, które wyszły prosto z jakiejś niepublikowanej hybrydy DARE / Chick Tract, jest to niezmącone w środku Hiperprzemoc z lat 80. ze ścieżką dźwiękową Steve’a Moore’a, która wydobywa najlepsze asy z synthscore, choć nigdy nie brzmi drugorzędnie, czerpiąc tyle samo z głębokich cięć Carla Zittrera i Klausa Schulze, co z głównych wydarzeń, takich jak Fabio Frizzi i John Carpenter.
„Mnóstwo martwych umysłowo stworzeń to jeszcze wojsko” – mistrz leków w bydlęcej kurtce i bez koszuli Boz (Hammer) – sprytny wirtuoz McPoyle, wyglądający tak, jakby pachniał metamfetaminą i nędznym potem, mówi swojemu super zimnemu katowi porucznikowi Gutterowi (gwiazda Bliss Madison, prawdopodobnie najpopularniejsza w Austin jako Becky Sproles z Friday Night Lights). Wypuszcza tłum reklamowanych uzależnionych, aby przywrócić szalonego Lizarda (McCormick). Wystartowała z dużą częścią jego rezerwy w wysokości 1 000 000 dolarów i postanowiła spędzać czas w najbardziej dostępnym miejscu – pobliskim barze dla weteranów. To straszna informacja dla okupantów, ale o wiele straszniejsza dla szefów reklamy. VFW Post 2494 jest kontrolowany przez bezwzględnego Parnasa (Lang) i resztki jego kolegów: Reeda (Sadlera), zagubionego w starych opowieściach; Clayton (Kove), który był szczery, ale wolał się powiesić; Zabriski (Wendt, nienagannie obsadzony jako dojrzewający regularny w pubie); i Hawkins (Fred Williamson, sam cholerny młotek), weterynarz z Korei, który naprawdę trzyma się tych młodych ludzi. Z pomocą nowo przywróconego strzelca wyborowego (Tom Williamson) mają zademonstrować Bozowi, że posiadanie wojska nie jest równoznaczne z posiadaniem siły zbrojnej.
Na pierwszy rzut oka wszystko kręci się wokół wyobraźni zabójców. Strzelby, tomahawki, łańcuchy, piły (łańcuch i kamień), klucze w gardle, kije hokejowe, noga od stołu z dwoma lub trzema sześciocalowymi gwoździami, zwykłe stepowanie. Oblany neonowym błękitem i czerwienią, nigdy nie chodzi o niuanse. Jednak w tym momencie jest Lang, który nie może oprzeć się pokusie dodania uczucia do swojej wystawy. Każda druga osoba dostaje drugą, biorąc pod uwagę szokująco gładką i szczupłą treść od Maxa Bralliera i Matthew McArdle’a, wyszczerbionych za pewne sprytne kwestie dotyczące dojrzewania (kto nie potrzebowałby trumny Tempur-Pedic?). Jednak Lang wyszukuje autentyczną wrażliwość i podatność na dojrzewanie bohatera, dając przemocy nieco więcej napięcia emocjonalnego niż niektóre bardziej nieoczekiwane lub niekonwencjonalne riffy w strukturze. W momencie, gdy ciała upadną na podłogę – a to robią, nieustannie i krwawo – będziesz miał w zasadzie ukłucie nieszczęścia. Na szczęście latające wyrostki odwrócą cię, zanim staniesz się nadmiernie nostalgiczny.