Ciekawie jest dostrzec, jak wiele upiorności zaczęło się w tym okresie VOD-just, być może polepszając widzów, ponieważ w tym przypadku może być generalnie bardziej godne pożałowania. W długiej historii prewencyjnych filmów wycieczkowych, które lubię nazywać „kinem nie zostawiaj swojej miłości”, pojawia się australijski „Black Water: Abyss”, kontynuacja nieco widzianego, ale religijnego przeboju z 2007 roku, zatytułowanego „Black Water”. Przygotowanie i wykonanie są czarująco proste – wyślij pięć osobników do ramy jaskini ze wznoszącymi się wodami i krokiem kata i zobacz, co nastąpi od razu. Moje ogólne upodobanie do filmów o bestiach pozwoliło mi przejść przez zdecydowaną większość tego filmu klasy B, jednak wykonanie nie robi na nikim wrażenia, zwłaszcza w jego mętnej podwodnej kinematografii i filmowych akrobacjach, które przekształcają krokusa kata w coś z filmu slasher. „Black Water: Abyss” to jeden z tych filmów, który nie jest szczególnie akceptowalny, ale może nie być konieczny, jeśli jesteś w dobrym stanie umysłu.
Dwie pary przekazują mnóstwo nieaktualnych rzeczy podczas australijskiej podróży. Eric (Luke Mitchell) i Jennifer (Jessica McNamee) są przedstawiane, jak sprawdza jego telefon pod kątem trudnych sytuacji w związku, więc wiesz, że nie są wystarczająco stabilni, aby zostać popchnięci w kluczową sytuację. Z drugiej strony, Viktor (Benjamin Hoetjes) wie kilka rzeczy o śmierci, ponieważ niedawno wyszedł z owocnego leczenia złośliwego wzrostu. Podczas gdy on wolałby odpoczywać, jego ukochana Yolanda (Amali Golden), która właśnie odkryła, że jest w ciąży, namawia go, aby udał się w niesamowitą podróż. Zwodniczy beau, ciężarna ukochana, odzyskująca zdrowie złośliwa świadomość wzrostu – trzeba pochwalić szefa Andrew Trauckiego za to, że w każdym razie próbuje nadać jego nieuniknionemu krokodylowemu pokarmowi pewne charakterystyczne cechy.
Do par dołącza ich amigo Cash (Anthony J. Sharpe), który wyjaśnia im strukturę jaskini, którą znalazł podczas poszukiwania zaginionych wczasowiczów. Naprawdę można odnieść wrażenie, że zaginieni wczasowicze wypełniliby ogłoszenie, ale wtedy nie ma filmu. Nie tylko Cash and Co. lekceważy rzeczywistość zaginionych osób, ale jest też fajna, jeśli chodzi o zbliżający się tajfun. Pieniądze przenoszą pary w ramy jaskini i przez pewne przejścia do olśniewającego podziemnego świata, a potem uderza burza, powodując podnoszenie się wody i brak szans na wydostanie się. Wreszcie dowiadują się, że są w dobrym towarzystwie. W przypadku, gdy woda ich nie udusi, pożre je krokodyl-potwór.
W tonie „Black Water: Abyss” jest udana, godna pochwały bez wysiłku. Kiedy nie zagłębia się w skromny pokaz relacji, zachowuje pewien, klaustrofobiczny sceptycyzm. Rzeczywiście, istnieją propozycje, w jaki sposób mogliby uciec, i oznaki oczekiwań, ale wydaje się, że jest to film, w którym obserwatorzy powinni po prostu obstawiać zakłady, a nie jeśli te postacie przejdą dalej, ale jak. Niestety, ostatnia krzywa konta jest do tego stopnia głupia, że można by żałować, że albo całość była tak głupia, jak ten „Boa dusiciel” – jak sekunda, albo film wymyślił, jak zakończyć bardziej czuły projekt. Wybierz ścieżkę krokodyla zabójcy.
Niezależnie od tego, „Black Water: Abyss” mógł zyskać, będąc znacznie bardziej restrykcyjnym, jeśli chodzi o fantazyjne szanse i zakończenia. Dramat w ostatnim zakręcie nie jest niezbędny, a Traucki nadmiernie wykorzystuje partyturę Michaela Liry, która wydaje się naśladować „Szczęki” podczas ataków. Istnieje doskonała wersja „Black Water: Abyss”, która nie zwraca na siebie zbytniej uwagi, ale kiedy film Trauckiego jest zaangażowany i bezpośredni, jest wystarczająco realne, że fanatycy tego rodzaju filmu klasy B nie będą mieli nic przeciwko.