Kamil (Mikołaj Kubacki) pochodzi z zapierającej dech w piersiach rodziny i postanawia urządzić przyjęcie taką ceremonią, która obudzi zmarłego. Może spróbuje i tak się ułoży? Tata dzieciaka (Tomasz Kot) twierdzi, że organizacja jest mroczna, ale wyjątkowo owocna. Ma zamek cieknący złotem nad Bałtykiem – to tutaj Kamil przywita swoich kolegów z gimnazjum i… całą masę różnych dublerów. Na wybrzeżu pojawia się grupa hałaśliwych młodych ludzi ze stolicy, co nie podoba się właścicielowi głównego klubu w mieście (Michał Karmowski) i przeraża sąsiedzkiego gliniarza (Cezary Pazura). W końcu melanż zawiera dodatkowo wykluczonych zwiedzających, którzy są specjalistami od ludzkich mózgów.
Imprezę prowadzą „pacjenci zero”, którzy przemienili się w zombie w kontakcie z dziwacznymi sinicami. Wierzcie lub nie – „Apokawixa” traktuje, oprócz innych rzeczy, o naturalnym fiasku, w tym o odpadach trafiających do repozytoriów wody. Szampańska zabawa, doceniona z niespodzianką zasługującą na amerykańskie filmy młodzieżowe, przeradza się w rzeczywistość zły sen, a alkohol i pigułki tracą na wartości, gdy sami maturzyści stają się pożywką dla zombie. W rzędzie dziobania są m.in. młodzieńcy, zrujnowani warszawiacy, uliczni aptekarze, zirytowani miłośnicy Legii, a w każdym razie roześmiani, wstydliwi harcerze.
W „Apokawixie” nie brakuje ciał do uboju, mimo że rzezi nie spotkasz tak bardzo, jak w innych tegorocznych detestacjach zombie: „Brutal” Marcusa Dunstana czy, co najważniejsze, po tajwańsku „Rozpacz”. Wszystkie legendy, niedoszłe postacie i, co zaskakujące, postacie okrężne są fałszywie przedstawiane, co ostatecznie prowadzi do przesady. Matylda Damięcka gra fankę pod prysznicem testosteronu, która radzi jej, by nawiązywała do siebie jako „brat”, a Alicja Wieniawa-Narkiewicz to emocjonalna wegetarianka przebrana za zniechęconych ponuraków. Odróżnienie jej od zmarłego dyrektora jest trudne. Największe wrażenie na „Apokawixie” robi Sebastian Fabijański, który pojawia się na ekranie praktycznie w samym środku projekcji i naprawdę rozbija opozycję. Jako Barrage jest szalenie interesujący; aby go zagrać, artysta puszcza hamulce i sprawia, że nie jesteśmy w stanie oderwać wzroku od ekranu, gdy ponownie zaszczyci film swoją obecnością. Barrage jest survivalowcem, który żywi się zielonymi roślinami, sam tworzy moc, jeździ na rowerze stacjonarnym i „potrafi” czytać wiadomości od obcych, patrząc na kogoś głęboko. Kiedy zabierze topór i wstanie, by walczyć o młodsze legendy, będziesz musiał iść z nim na masakrę żywych trupów. Dziesięć z dziesięciu skupia się na Fabijańskim i uczonych, bo jest to postać dogodnie narysowana – kawałek jak proroczo zgubne napomnienia, niekonwencjonalne slashery i kawałek rozdarty nieprzewidywalnością artysty.
„Apokawixa” to parodia epoki Z i jej skupienia na klasach i wolnej przedsiębiorczości, wreszcie lekceważenie naturalnego bezpieczeństwa. Rezultatem była główna, autentyczna wstręt do czystego środowiska, utrwalona naszymi najnowszymi obawami, ale połączona z ogromną porcją soczystej parodii.
Scena jest niesamowita, w której postacie bawią się w rytm kawałka Grubsona i wykrzykują jego części, niszcząc czwartą ścianę i sprawdzając kamerę. Omawiamy przebój „On the Culmination”, który proaktywnie wszedł w standard czystej muzyki hip-bounce. Co więcej, wykombinował, jak to zrobić, ponieważ zostało to wydane ciekawie dawno temu. Nie potrafię powiedzieć, czy obecne bananowe dzieciaki naprawdę znają na pamięć wersety melodii w tak podeszłym wieku, ale szef naprawdę kocha śląskiego rapera – i nie mam mu do tego pretensji.
„Apokawixa” to nieoczekiwany thriller satyryczny na wytrzymałość, którego wymagał Clean film, być może nawet o tym nie wiedząc. To niezwykłe, że rzemieślnicy tacy jak Agnieszka Smoczyńska czy Jan Komasa strzelają agresywnymi, kunsztownymi domowymi kreacjami, które podbijają serca widzów na światowych uroczystościach, a przecież w Polsce wciąż nie ma popcornu, klasowego miszmaszu. Apokawixę można umieścić w pobliżu nowego „Every one of My Companions Are Dead”, aby działać jako ilustracja wielkiego idealisty, który jest ekscytującą jazdą. Akcja pędzi do przodu bez ograniczeń, nie ma czasu na znużenie, Fabijański jako marginalnie schizofreniczny szaman i wojownik w walce o lepszy świat podnosi ponadto ocenę filmu. Na wszelki wypadek będziemy mieli kontynuację.